Translate

23.08.2010

Why Cambodia?





Odpowiedź nie jest prosta. Na pewno jestem trochę zmęczona Warszawą. Kocham to miasto zmęczone, jak ja ale potrzebuje przerwy. Więc dlaczego nie wyjadę na Mazury? Bo za drogo!!!! Nie będzie mnie stać siedzenie bezczynnie tak długo, a poza tym na mazurach nie ma gigantycznych, latających karaluchów, nie ma palmy w ogrodzie, czy też na dachu, nie rosną duriany i pieprz, jak kto mnie zna, to wie że pieprz lubię i to bardzo, więc Kambodża oferuje mi it all. Poza tym właśnie pomyślałam sobie, że jest jeszcze coś, co mi tam bardzo pasuje - bałagan i chaos. Kto mnie trochę zna, again, ten wie, że nie potrafię utrzymać porządku na kilku metrach kwadratowych, że często zdarza mi się eksperymentować i próbuję wyhodować kawę lub herbatę z fusów - póki co bezowocnie ale eksperyment nieustannie trwa... Tak więc bałagan i chaos, które normalnego człowieka doprowadzają do szału, mnie się podobają i czuję się jak w domu. Poza tym ludzie, pogoda, muzyka... jedzenie, blisko do ukochanego Wietnamu, za miedzą Tajlandia... No i moja perła: Angkor Wat. Kto raz był, nigdy nie zapomni.http://www.youtube.com/watch?v=IN46a_PjKFM - polecam ogromnie, dokument bardzo, bardzo ciekawy.  Można się dowiedzieć z niego choćby tyle, że Kambodża nie jest w Afryce. To tak póki co, jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie 'dlaczego tam'.

Angor Wat Temple, Siem Reap, Cambodia





Że jadę, cieszę sie ogromnie. Już chodzę na lotnisko, żeby popatrzeć sobie na odlatujace samoloty, w zasadzie to ma być taka terapia, bo ogólnie okropnie boje się latać. Do pasji szewskiej doprowadza mnie fakt, że nad niczym nie mam kontroli. No boję się i tyle, więc terapia alkoholem (dużo) będzie nieodzowna. Po kilku głębszych mam nawet wrażenie, że mogłabym usiąść za sterem... Ale zazwyczaj po kilku głębszych to się człowiekowi różne rzeczy wydaje. No więc się cieszę pomimo przeprowadzki, pakowania, lotu... Jadę!!! Udało się. Wracam.

Trochę mi tylko smutno, że zostawiam swoja rodzinę i przyjaciół. Rok mija szybko, przecież wiem a jednak to aż 365 dni. Urodzą się nowe dzieci, stare dzieci będą jeszcze starsze, przybędzie nam zmarszczek, ktoś się ożeni/ za mąż wyjdzie, ktoś znowu się rozwiedzie...  Nie będzie kawy u Szapert, cudownych rozmów z Agnieszką K, z którą nie dość, że doskonale się rozmawia, to i tak samo się milczy. Nie będę mogła wpaść do Edyty i jej zwariowanego mieszkania-księgarni, w którym znaleźć można wolumeny dawno przez historię zapomniane. Przez jakiś czas nie będzie wypadów z Igą i dziwnych na mieście spotkań z Marcinem... Nie będzie pod ręką WAS. I prawdą jest, że z niektórymi rzadko się spotykałam ale zawsze istnieje ta możliwość, że no właśnie.... gdzieś na siebie wpadniemy, jakoś się zobaczymy. Podczas mojej podróży w 2007/08 roku to było dla mnie najtrudniejsze. I chociaż ludzie zawsze gdzieś są i wracam też teraz do znajomych, ludzi których ogromnie, to prawdziwe przyjaźnie mam tutaj - od lat, sprawdzone, jedyne i niepowtarzalne.  Z radością do Was powrócę z bajkami, nagraniami, zdjęciami, pamiątkami i historiami. Czekajcie więc na mnie.

Piszcie do mnie, sprawdzajcie od czasu do czasu postępy w moich pracach... Sama będę starała się utrzymać w ryzach ale... Kto mnie zna ten wie :-) Piszcie, opowiadajcie, co się dzieje jak i dlaczego. Zostawiam swoje życie w Polsce ale z nikim nie chcę stracić kontaktu i jak dobrze wiemy, kontaktu się nie traci, jeśli się tylko go stracić nie chce.

Dziękuję za świetna imprezę w sobotę, za dzisiejsze spotkanie przy sushi. Fajnie, że jesteście.
Do zobaczenia soon.

Niebawem napiszę coś więcej o Kambodży, o ustroju, ludziach, muzyce i zwyczajach tak, żebyście do mnie przyjechali. Kto pierwszy?

A to, co dostałam, kiedy wyjeżdżałam z Kambo dwa lata temu. No i jak tu nie wracać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz